• Lista galerii

      brak danych
    • Wspomnienia

    • 70 lecie Słoneczka - krótka opowieść

      Nazywam się Michał i mam 21 lat. Przygodę z sanatorium Słoneczko rozpocząłem w wieku 13 lat. Jeździłem do was, ponieważ choruję na łuszczycę.  Pierwszą wizytą  w "Słoneczku" sie przeraziłem, bo   nowe Miasto,  nowi ludzie, nowe miejsce, ale jak się okazało   nie było tak strasznie!   Dla mnie najlepszym momentem było poznanie nowych ludzi i dziewczyny, z którą obecnie żyję w związku. W pewnym momencie złapałem doła, ale super  ekipa wychowawców mi pomogła z tego wyjść (podziękowania dla Pani Agnieszki i Pani Kasi). Szczera rozmowa z Paniami wychowawczyniami, chwila samotności i od razu  wszystko  się poprawiło, aż banan wyrósł na twarzy :-). Pewnego dnia pamiętam, jak  zorganizowany został   konkurs mam talent, była to szybka  forma na spędzenie  czasu wolnego. Bardzo mi sie podobały wszelkie atrakcje które państwo organizwaliscie tj wycieczka po Kołobrzegu, rejsy statkiem, wszelkie konkursy. Najlepiej wspominam wszelkie projekty z jezyka polskiego realizowane w szkole sanatoryjnej. Bardzo żałuję, że nie mogę jeździć już do państwa.

       

      Wasz stały kuracjusz Michał

       

       

    •                 Moje wspomnienia ze ,,Słoneczka” – Basia Neska

       

         Każdy turnus spędzony w ,Słoneczku’’ był inny i wyjątkowy na swój sposób. Każdy z nich ma odrębny, charakterystyczny obraz, zapach oraz dźwięk. Dlatego też, opisanie ich - pozornie łatwa, przyjemna rzecz - wcale nie była taka prosta. Oczywiste jest, że inaczej spojrzy na mój tekst obca osoba, a inaczej ta, która rzeczywiście była tam ze mną, jednak postaram się jak najdokładniej ukazać ten klimat. Mam nadzieję, uchwycić tutaj całą magię każdego turnusu tak dobrze, jak tylko jestem w stanie. Przedstawiam wam moje wspomnienia, niezapomniane momenty, które cały czas żyją swobodnie w mojej świadomości.

       

         Mój pierwszy turnus w sanatorium przypadł na zimę. Do dziś dokładnie pamiętam tę świąteczną atmosferę, mroźne noce i śnieg na plaży. Jedną z najbardziej charakterystycznych rzeczy, które kojarzą mi się z tym, konkretnym turnusem jest snap wojna. Robienie zdjęć wszystkim i wszystkiemu. Wyszło mi to na dobre, bo do tej pory mam te wszystkie zdjęcia, naklejki i filmiki. Na turnusie miałam świetne towarzystwo, bardzo zwariowane, ale w ten pozytywny sposób. Pamiętam, że wśród kuracjuszy panowała jakaś dziwna tendencja do wyrzucania klapków przez okno. O co chodziło, do tej pory nie wiem. Grudniowy turnu był absolutnie magiczny nie tylko ze względu na ludzi, lecz także z powodu odczuwalnej świątecznej atmosfery. W holu szkolnym stała piękna choinka, przyozdobiona naszymi bombkami, no i dostaliśmy prezenty na koniec. Do dziś pamiętam smak jajka z tureckiej czekolady z chińską zabawką w środku. Oprócz tego dostaliśmy po drewnianej foce od pani Eli, która uczyła przyrody. Niestety potem już nigdy jej nie spotkałam - a szkoda, bo zapamiętałam ją bardzo miłą i ciepłą nauczycielkę.

      P.S Przepraszam was drogie koleżanki za katowanie was piosenkami Arianki od świtu do nocy, cóż trafiłyście na moment, kiedy byłam hard stanem i każda piosenka była moim hymnem, który chciałam pokazać światu. ^^'

       

         Kolejny turnus spędziłam w duchu wszechobecnej akcji. Każdego dnia jedna z moich współlokatorek wyczyniała coraz to dziwniejsze akcje, chociaż raczej rozpatruję je pozytywnie. Bądź co bądź mieliśmy zapewnioną rozrywkę. Już w pierwszym tygodniu przekonałam się, że ten turnus będzie stał pod znakiem uno. Przysięgam, że nigdy w życiu tyle się nie nagrałam w tę grę co przez ten miesiąc. Podobnie było z oglądaniem filmów.  Wyznaczyłam  sobie  za  cel  obejrzenie  wszystkich  produkcji,  w  których  grał  Leonardo DiCaprio        i codziennie w wolnych chwilach oglądałam kolejny film. W sumie to obejrzałam ich 11 przez cały miesiąc. Zazwyczaj oglądałam je sama, chociaż parę razy zdarzyło się, że ktoś do mnie dołączał. Najczęściej była to Laura i Julka. Świetnie się razem bawiłyśmy, a na koniec turnusu dostałam od każdej laurkę. Do dzisiaj mam je powieszone wysoko nad biurkiem. Pamiętam też, jak ogarnięta świątecznym nastrojem urządziłam święta...         w listopadzie. Zrobiłam choinkę ze stolika i użyłam świecących sznurówek jako lampek, ba nawet ciasto ze sobą miałam! Niestet ten piękny czas nie mógł trwać wiecznie, bo po chwili przyszła pani Ela pielęgniarka i kazała się rozejść. Ona chyba nie czuła klimatu świąt...

       

         Następny turnus przypadł na wrzesień. Szczerze nawet nie wiem od czego mogłabym rozpocząć opisywać, ponieważ tyle się działo. Może powinnam zacząć od tego, że poznałam Panią Cesarzową Legendę Imperator Kołobrzegu - Aleksandrę Bierzanowską wielką sławę i ważną osobistość. Pani Ola często wparowywała do naszego apartamentu 203 i wygłaszała swoje głośne monologi o tym, jak to wszyscy mają do niej pretensje. Poniekąd można powiedzieć ze Olka była honorowym mieszkańcem 203, oprócz tego w pokoju była Victoria, która mam nadzieje nauczyła się już domykać drzwi. Być może to właśnie przez te niedomknięte drzwi przez nasz pokój przewinęła się połowa sanatorium.... Tym razem wolny czas spędzałam konstruktywnie. Dobrze pamiętam wieczory spędzone na wycinaniu trójkątów na konkurs matematyczny, (później przez następne pół roku nie mogłam spojrzeć na trójkąty ew) albo partyjki kultowego biznesu. Grały z nami najróżniejsze osoby, ale koniec końców wykształciła się 4-osobowa, lojalna grupka, która grała, kiedy tylko miała okazje. W jej skład wchodziłam ja, psiapsi Amelka, z którą oglądałam Titanica 2 i udokumentowałam pająka wielkości ręki na ścianie, Patryk, z którym wybierałam torebki w muzeum i który w późniejszym czasie został naszym fotografem oraz Grzegorz z jakiegoś powodu nazywany Bożydarem. Razem przegraliśmy wiele rund i mieliśmy niezły ubaw, prawie taki jak podczas belgijki, która była tańczona o każdej porze dnia i nocy. Na początku wspomniałam, że każdy z turnusów ma swój dźwięk, ale żaden z nich nie jest tak wyraźny, jak melodia piosenki "Ona by tak chciała", która dla mnie została oficjalnym hymnem turnusu. Niestety co dobre szybko się kończy... w ostatnich dniach smutek można było odczuć wszędzie. Przedostatniej nocy zostałam zaproszona wraz z paroma innymi osobami do miejsca o iście wymownej nazwie "Ściana płaczu w 204". Obiecałam, że nie zdradzę żadnych szczegółów, więc powiem, tylko że było to nieprzeciętne przeżycie. Ostatniego wieczoru także nie spędziłam u siebie, bowiem zostałam zaproszona na nocowanie w 206. Zorganizowanie wszystkiego poszło zadziwiająco szybko i sprawnie, nawet pielęgniarki się na to zgodziły, wiec tym bardziej jestem pod wrażeniem. Sama noc minęła nam fantastycznie i elektryzująco, miałyśmy ubaw po pachy. Niestety poranek przyniósł czas pożegnania, nieuchronnie musieliśmy się rozstać.

       

         Można powiedzieć, że następny turnus zaczął się, jeszcze zanim zdążył się oficjalnie rozpocząć, bowiem jak się potem okazało, połowa sanatorium jechała tym samym pociągiem. Jest to ciekawe, kiedy patrzy się na to z perspektywy czasu, po miesiącu spędzonym razem. W owym pociągu była też moja droga Amelia. Najśmieszniejsze jest to, że pomimo korespondencji ze sobą ani ona, ani ja nie zorientowałyśmy się, że jedziemy tym samym pociągiem. Dopiero w ostatnich 15 minutach skojarzyłyśmy fakty. Razem z Amelią mamy ze sobą naprawdę dużo wspomnień, szczególnie po tym turnusie. Mamy wspólny język i gdy jesteśmy razem, przychodzą nam do głowy zwariowane pomysły. Szczególnie w nocy, stajemy się bardzo natchnione i pobudzone do tego stopnia, że po naszym pokoju latają samolociki. Raz zostawiono pod naszą opieką salę (zły pomysł) więc zorganizowałyśmy lekcje o fotowoltanice. Była też co turnusowa piracka przygoda, na której po raz pierwszy naprawdę świetnie się bawiłam. Być może to wszystko dlatego, że znałam wszystkie odpowiedzi z poprzednich lat i czułam dziką satysfakcję po każdym dobrze wykonanym zadaniu, którego nikt inny nie potrafił rozwiązać. Hmm może. Do tego turnusu należy próbowanie nowych rzeczy, pod wieloma aspektami. Jedną z nich były rowerki. Na początku byłam sama i całkiem mi to odpowiadało, jednak zrobiło się dopiero rewelacyjnie, kiedy Amelka postanowiła mi dotrzymać towarzystwa i też się zapisać. Cały czas pedałując, urządzałyśmy karaoke i dawałyśmy wspólne koncerty.

      Muszę przyznać, że w tym turnusie miałam najwięcej obowiązków, w końcu musiałam pogodzić moją wymagającą szkołę z nieodpartą chęcią uczestniczenia we wszystkich możliwych przedsięwzięciach. Dzięki sanatorium znalazłam w sobie siły, o których nigdy wcześniej nie miałam pojęcia. Pomimo licznych obowiązków, które dźwigałam, miałam moc i motywację do wykonania z przyjemnością ich wszystkich. W niektórych momentach byłam aż zanadto pełna ekscytacji i sięgałam po meliskę, lecz nawet ona nie potrafiła zgasić mojego porywczego ducha. To było absolutnie niepowtarzalne i fascynujące, mam nadzieję jeszcze kiedyś w sobie znaleźć tę siłę.

       

         Czy cztery miesiące to dużo, to kwestia obiektywna, jednak przez ten czas skolekcjonowałam dużą część moich ulubionych wspomnień. Na pewno mogę stwierdzić, że każdą chwilę spędzoną tutaj będę pamiętać do końca swojego życia. Moje najlepsze dni leżą właśnie tutaj, pośród morskich fal, pod złotymi promieniami słońca. Z każdego turnusu wyniosłam tyle, ile zdołałam udźwignć. Jeśli istnieje jedna rzecz, której zawsze będę pewna to tego, że chcę pamiętać o tym pięknym czasie po kres moich dni, bo nic nigdy nie było tak dobre. Mam nadzieję, że zobaczymy się niedługo, w klasycznym gronie, wszyscy razem.

    • Moje wspomnienia ze ,,Słoneczka” – Aleksandra Bierzanowska

      Zacznę od tego, że nakreślę ramy czasowe. Pierwszy raz do ,,Słoneczka” przyjechałam, gdy uczęszczałam do 4 klasy SP, a ostatni raz jak byłam uczennicą PSLO w Krakowie, klasa II profil praw-eko. Podobno szkoła ta miała zrobić ze mnie ludzi, tak powiedziała mi Pani Dorota, jak byłam na turnusie w maju w 3 klasie gimnazjum. Czy zrobiła, pozostawię do oceny… potomnym.

      Przechodząc do sanatorium i wspomnień. Przede wszystkim poznałam w nim dużo ludzi, którzy okazali się w większości bardzo wartościowi. Z wieloma z nich, po zakończeniu turnusu, nie utrzymałam dalszego kontaktu, jednak byli tacy, z którymi udało mi   się zbudować relacje, opartą na solidnych fundamentach.  Ponadto, oprócz rówieśników, poznałam niesamowity personel, który z perspektywy czasu miał duży wpływ na kształtowanie mojej osobowości. Serdecznie pozdrawiam tutaj panią Magdę, panią Dorotę oraz panią Danielę. Te panie miały przyjemność najczęściej mnie uczyć. Pani Magda uczyła mnie polskiego, znosiła moje bunty, rozterki, potrafiła mnie uspokoić, przemówić do rozsądku, dlatego też publicznie została przeze mnie okrzyknięta sanatoryjną mamą. Najważniejsze wspomnienia z języka polskiego to na pewno kalambury w klasie 4, projekty grupowe (niesamowite było to, że miała pani zachowane nagrania z naszych scenek, to było coś zobaczyć z siebie z przeszłości), a i dyżury na korytarzu. Pani Daniela… dzięki pani niejeden nauczył się określania wieków. Niby prosta umiejętność, a jak się okazywało, 50% klasy miało z tym zawsze problem. Moje najważniejsze wspomnienia to pogaduszki o historii sanatorium, Kołobrzegu, pisanie wypracowania o podbojach starożytnego Rzymu, i oczywiście EDB, gdzie uczyliśmy się reanimacji na manekinie. Nie zapominając o Pani Dorocie, wszystko jak dla mnie wygrała kartkówka z funkcji i okoliczności z nią związane. I te podejrzenia niektórych czy nie łączy nas żadne pokrewieństwo? Ostatni turnus był dla mnie sporą dawką matematyki, dzięki której moja miłości do przedmiotu się pogłębiła i jest ze mną do dziś. Należałoby też wspomnieć o moim podejściu do życia, które było poruszane na lekcjach matematyki. Dalej podtrzymuję, że złoto to najlepsza inwestycja, by uchronić oszczędności. Inflacja rośnie, obecnie to prawie 10%, taka ciekawostka. Zaznaczam, że z pozostałymi nauczycielami też mam liczne wspomnienia, jednak powyższa ,,trójca święta” zasługuje na największą uwagę. Ale tutaj dodam coś o pani Basi od polskiego. Akurat mało było okazji, żebyśmy miały razem lekcje, ale mój brat Adam Panią uwielbia. Moje najważniejsze wspomnienie z Panią, to organizacja mojego pożegnalnego wystąpienia. Rzecz jasna, że nie należy zapominać także o wychowawcach z pawilonu: pani Agnieszce, pani Edycie, której dziękuję, że chciała mnie przygarnąć na październikowy turnus 2021, jednak ja już za stara. Tylko pani Basia mówiła do mnie ,,Olencjo”, to był też powód, dlaczego tak często gościłam we ,,Słonku”. Pani Katarzyna: tutaj nie trzeba nic dodawać!!!Sama serdeczność i zrozumienie. Na samym końcu wspomnienia z Panią Dyrektor (obecną). Wiem, wiem, że  dezorganizowałam (czasami) swoim zachowaniem cały turnus, ale nie moja wina, że okno się samo wtedy otworzyło. Chciałam  je zamknąć, ale los chciał, że Pani przechodziła łącznikiem. Ehhhh.  

       

      Podsumowując jako weteran, miałam przyjemność postawić swoją nogę we wszystkich pawilonach, oprócz VI, bo była już wyłączona z użytku. W V pawilonie nigdy nie mieszkałam, ale moja ciekowość mnie tam zaprowadziła. Niestety pani pielęgniarka mnie wygoniła. Najważniejsze i zarazem najsmutniejsze wspomnienie z V to oglądanie jak ją burzą, z okien szkoły.  Na koniec, jeśli mam być szczera, po każdym turnusie mówiłam, że nigdy do ,,Słonka” więcej nie przyjadę, jednak los zadecydował inaczej, za co jestem mu bardzo wdzięczna, bo

       

      "Warto wracać do miejsc, w których poznaje się wielu nowych ludzi, a także do takich, gdzie czeka na Ciebie grono, do których masz bezgraniczne zaufanie. Takim miejscem jest właśnie Kołobrzeg i sanatorium ,,Słoneczko”.

    • Kontakty

      • Zespół Szkół Specjalnych przy Szpitalu Uzdrowiskowym "Słoneczko" w Kołobrzegu
      • 94 35 441 95
      • Ul. Ks. Piotra Ściegiennego 2
        78-100 Kołobrzeg
        Poland
      • mgr Danuta Leszkiewicz
      • A - dzieci młodsze- (94) 35 488 44
        B - dzieci starsze - (94) 35 488 38
      • Rezerwacja:
        94 35 260 46
        www.uzdrowisko.kolobrzeg.pl
    • Logowanie